Ogławianie pomidorów – po co to się robi i czy trzeba?
20 sierpnia, 2023Jak uprawiać pomidory? – podstawowe informacje
10 stycznia, 2024Każdy popełnia błędy, ale najważniejsze to je dostrzec, spróbować naprawić i nigdy ich nie powtarzać
Na bazie własnych błędów, ale także osób, które do nas się zgłaszają z prośbą o pomoc stworzyliśmy listę najczęściej popełnianych błędów przy tworzeniu własnej rozsady warzyw (w tym ziół) w warunkach domowych. Błędy te odnoszą się także do produkcji roślin ozdobnych, jeżeli te również są wysiewane w domu pod kątem stworzenia sadzonek.
Uprawa okienna tzw. parapetowa to bardzo często jedyny sposób na pozyskanie bardzo ciekawych gatunków i odmian roślin warzywnych, które są niedostępne na sklepowych półkach. Odmiany niszowe to bogactwo kolorów, kształtów i smaków, o których zwykły konsument może tylko pomarzyć. Z tego powodu kto ma możliwości lokalowe i chęci, ten powinien tworzyć własne sadzonki z dostępnych na rynku nasion krajowych bądź zagranicznych. Warto tworzyć własną rozsadę o czym piszemy TUTAJ.
Dobre warunki do uprawy okiennej to jednak kluczowy element gwarantujący nam uzyskanie wartościowych sadzonek. Słaba sadzonka to same problemy. Dobra, zdrowa, silna sadzonka to później sama przyjemność uprawy, często zakończona sukcesem.
Jakie zatem błędy popełniamy?
Zbyt wczesny siew
Gdy nie mamy dobrych warunków lokalowych nie siejmy roślin za wcześnie. To często główny powód wyrzucania sadzonek, które nie wytrzymały na parapecie do maja, bo to zwykle w maju wiele roślin się przenosi do gruntu. Mierz siły na zamiary to podstawa. Gdy nasze okna są słabo nasłonecznione i wiemy, że będą rośliny wyciągały się do słońca, to siejmy je w późniejszym czasie, gdy za oknem przybędzie dnia i rośliny dostaną więcej promieni słonecznych. Zdarzają się choćby przypadki siania pomidorów, papryk czy bakłażanów w styczniu lub na początku lutego. Kto nie ma ogrzewanej szklarni lub tunelu musi potem czekać z wielkimi, często bladymi i delikatnymi sadzonkami do połowy maja. Sadzonki często aż zwieszają się, bo są takie słabe. Czy to dobra sadzonka? – nie, to całkowita porażka. Nie siejmy zatem wcześnie. Patrzmy na daty podane na opakowaniach nasion i nie mając dobrego stanowiska wybierajmy te późniejsze terminy siewów. O wczesnych siewach piszemy TUTAJ.
Zbyt mało światła
Rośliny, które uprawiamy potrzebują światła, żeby przeprowadzać proces fotosyntezy i prawidłowo rosnąć. Prawdą jest, że nawet okno od strony południowej nie zapewnia idealnych warunków dla uprawy, gdyż światło tu jest również kierunkowe i powoduje, że rośliny za pomocą ruchu przekręcają się w jego stronę. Mimo wszystko jednak na oknach od południa sadzonki wychodzą najlepsze. Również okna wschód-południe i południe-zachód dają wiele możliwości. W najgorszej sytuacji są ci, co mają okna do uprawy od strony północnej. Często nie da się na nich stworzyć dobrej sadzonki i zwykle się odpuszcza ich produkcję. Pamiętajmy, że ilość światła jaka oddziałuje na rośliny w ciągu dnia wpływa na ich prawidłowy rozwój. Z tego powodu przy wczesnych siewach za oknem jeszcze trwa krótki dzień (okres zimowy), co może wpływać na gorszy wzrost i większa tendencję do wyciągania się łodyg w kierunku szyby okiennej. Pewnym rozwiązaniem jest zakup specjalnych lamp LED, które są dedykowane do roślin i imitują promieniowanie potrzebne rośliną do rozwoju. To ogranicza ich wyciąganie się. Takie lampy dobrze jest mieć w okresach od stycznia do końca marca. Gdy jednak nasze okna są słabiej doświetlone z uwagi na położenie, to lampy można wykorzystywać do końca terminu tworzenia sadzonek w mieszkaniu. Lampy powinny doświetlać rośliny od rana do wieczora.
Zbyt głęboki lub zbyt płytki siew
Nasionko to nic innego jak roślinka w stanie spoczynku. Ma zarodek, z którego się rozwija, ale i bielmo które karmi całość, zanim korzonki same zaczną pobierać wodę i składniki odżywcze z gleby. To z kolei powoduje, że nasionko jest w stanie samo się wyżywić z substancji zapasowych tylko jakiś czas. Im mniejsza nasionko tym szybciej traci pokarm. Z tego powodu należy pamiętać o tym, żeby siew każdego gatunku dostosować do zaleceń jakie są podawane na opakowaniach. Zbyt głęboki siew może sprawić, że roślinka nie wzejdzie ponad powierzchnię gleby. Zamrze pod ziemią np. z powodu wyczerpania składników pokarmowych z bielma, albo z tego, że nie jest w stanie tworzyć tak długiej łodygi, która się wybije na powierzchni. Zbyt płytki siew niektórych nasion rodzi te problemy, że gdy początkowo jest wilgotno to rozwój jest prawidłowy, ale gdy zapomnimy podlać roślinki z wierzchu i dojdzie do przesuszenia gleby w wierzchniej warstwie na kilka dni, to może kiełek uschnąć z braku wody. Trzeba też pamiętać o ważnej kwestii jaką jest preferencja nasion co do światła. To wszystko powinno być opisane na opakowaniach nasion lub materiałach z katalogów roślin. Jeśli na opakowaniu nie ma informacji o głębokości siewu, praktyczną zasadą jest sianie nasion na głębokość dwa do trzech razy głębszą niż wynosi szerokość nasiona. Przykładowo, nasionko o szerokości 2 mm sieje się na głębokość 4-6 mm. Niektóre nasiona potrzebują całkowitej ciemności, aby wykiełkować, a inne wymagają światła. W przypadku nasion, które potrzebują światła do kiełkowania należy upewnić się, że nasiona mają dobry kontakt z podłożem, ale nie są nim przykryte. Aby to zrobić, delikatnie trzeba docisnąć podłoże, aby utworzyć twardszą powierzchnię. Następnie umieszcza się nasiona na wierzchi podłoża i delikatnie dociska, pamiętając, aby ich nie przykryć glebą.
Zbyt gęsty siew
Jeżeli zbyt gęsto wysieje się nasiona, to z chwilą wykiełkowania ich, zacznie się ich wzajemna konkurencja. Siewki będą się wyciągać do światła. Jedna siewka będzie walczyła z sąsiednią. To spowoduje, że łodyżki będą nadmiernie wydłużone i delikatne, a to może sprzyjać ich łamaniu się. Zwykle przy sianiu większych nasion na opakowaniach są podane odstępy. Gdy ich nie ma to warto przynajmniej 0,5-1 cm utrzymać. Problemem jest siew drobniutkich nasionek. Tu jednak można choćby je wymieszać z niewielką ilością piasku żółtego, co sprawi, że powiększą się odstępy między nasionkami. Niektórzy zamiast piasku wykorzystują choćby mak, czy też kaszę mannę, a nawet cukier.
Niewłaściwe podłoże
Tu chodzi głównie o kupowanie podłoża do siewu, które zawiera bardzo dużą ilość nierozdrobnionych resztek roślinnych. Takie podłoże powoduje to, że siewki mogą się zaplątywać w resztki roślinne, w tym deformować. Również, jeżeli używamy własny kompost do siewu, to zasada jest taka, żeby go wpierw przesiać. Gleba do siewu nie powinna zawierać większych części stałych, dlatego tak teraz modne są gotowe podłoża do siewu, które są odpowiednio rozdrobnione. Poza tym jako DIONP do uprawy roślin warzywnych i ziół zawsze stosujemy albo uniwersalne albo podłoże do warzyw i ziół. Dlaczego nie do roślin ozdobnych? Otóż dlatego, że często takie podłoże jest produkowane z miejskich odpadków poddawanych kompostowaniu. Jest tanie. Nie wiemy skąd pochodził surowiec, z którego wytworzono takie podłoże. Miasta nie są czyste pod kątem chemicznym, pod kątem metali ciężkich. Kto nam da gwarancję, że w tym podłożu nie będzie większa akumulacja metali ciężkich? Na opakowaniach nie ma danych o metalach ciężkich i ich zawartości w danej partii podłoża. One są wszędzie to fakt, ale chodzi o ich ilość i to, że mogą je w pewnych warunkach zacząć pobierać rośliny. My jesteśmy przezorni, więc oddzielamy sobie podłoża – co do jadalnych to dla nich, co dla ozdobnych też dla nich. Poza tym, gdy musimy już kupić podłoże do uprawy (nie zawsze mamy kompost własny) kupujemy towar od znanych i cenionych firm. Nie kupujemy od firm których nie znamy, zwłaszcza jak cena jest dziwnie niska. Za ceną stoi jakość podłoża i trzeba o tym pamiętać. Część osób dla celów racjonalnego gospodarowania glebą wykorzystuje do siewów i produkcji sadzonek starą glebę ogrodniczą z poprzedniego roku, w której już kiedyś rosły rośliny. Niekiedy po usuwaniu roślin z balkonów jesienią, ziemię z doniczek się zbiera i potem znów wykorzystuje pod siewy. To racjonalne, ale trzeba wiedzieć o tym, że w takiej glebie mogą być zarodniki grzybów wywołujących choroby roślin np. zgorzel siewek. W takiej glebie mogą być ukryte szkodniki np. ziemiórki, a na resztkach roślin choćby przędziorki, mączliki, mszyce. Do tego trzeba pamiętać, że jak coś w tej glebie rosło przez wiele tygodni, to zostały z gleby pobrane składniki pokarmowe, więc wysiane lub przesadzone do takiej gleby nowe roślinki mogą słabiej rosnąć, w tym wykazywać objawy niedoborów pokarmowych. W takim przypadku nie zostaje nic innego jak wymieszać glebę z nawozem np. długodziałającym albo stosować co kilka tygodni nawozy w postaci płynnej. Jeszcze lepiej taką glebę wymieszać z żyzną np. własnym kompostem albo kupną. To powinno pomóc. W celu unikania pojawu chorób można stosować różne naturalne preparaty ograniczające patogeny bądź szkodniki.
Niewłaściwe pikowanie
Większość roślin jakie wysiewa się z nasion zwykle się pikuje, czyli pisząc inaczej – przesadza z miejsca, w którym je wysiano do innego miejsca, gdzie mają więcej luzu. Oczywiście są tu wyjątki, a najlepszym przykładem są dyniowate – one nie lubią pikowania, źle je znoszą i często po tym zabiegu chorują. Pikowanie wielu roślin wykonuje się wtedy, gdy na roślinie są zwykle 2-3 liście właściwe. Pomija się przy liczeniu dwa pierwsze liście pojawiające się po wschodach, bo są to tzw. liścienie i one z czasem zżółkną i uschną. Liczy się tylko liście właściwe. Zatem problemy mogą się pojawić, gdy zbyt wcześnie zaczniemy pikować roślinki np. gdy dopiero wyjdą na powierzchnię gleby. Pikowanie mogą też źle znieść rośliny zbyt zaawansowane w rozwoju. Wówczas mogą wpaść w stres związany z uszkodzeniem korzeni i dłużej im zajmie okres rekonwalescencji. Dla ogrodnika to strata, bo w ten sposób roślina opóźnia swój rozwój, a uprawiając gatunki o dłuższej wegetacji, każdy dzień jest na wagę złota. Przy pikowaniu ważna jest też głębokość, na którą się przesadza roślinkę w nowe miejsce. Część roślin dobrze znosi zagłębianie łodygi w glebie (w ten sposób można skrócić wybujałą sadzonkę), ale inne tego nie znoszą – musza być przesadzone na taką samą głębokość na jakiej rosły w miejscu siewu. Za głębokie ich wsadzenie może spowodować powstanie zgnilizny w miejscu styku łodygi z glebę. Pikując niektóre rośliny pamiętajmy też o tym, że raz wystarczy jedno pikowanie, a niekiedy wykonuje się dwa. Przy drugim pikowaniu raczej musimy mówić o przesadzaniu do większej doniczki, bo wówczas staramy się nie uszkadzać systemu korzeniowego. Niektóre rośliny wysiewa się pojedynczo lub po 1-3 sztuki do pojedynczych doniczek, aby nie było pikowania. Tak się robi zwłaszcza u roślin nielubiących tego procesu (dyniowate – ogródki, arbuzy, melony itd.). Pikowanie uwielbiają choćby pomidory.
Za mała doniczka
Jeżeli po pikowaniu przesadzi się roślinę do zbyt małej doniczki i ma w niej rosnąć jeszcze przez 2-3 miesiące to może dojść do wyczerpania składników pokarmowych z gleby i przerośnięcia jej całkowicie korzeniami, które będą się ściskać i plątać w poszukiwaniu wody i pokarmu, a do tego trzeba pamiętać, że korzonki biorą tez udział w wymianie gazowej. To niekorzystna sytuacja. Roślina będzie szybko więdła, w tym żółkła z powodu braku wody i pokarmu. Konieczne wówczas jest przesadzenie do większej doniczki ze świeżą glebą i w tym przypadku może być konieczne delikatne nawożenie.
Niewłaściwa temperatura
Jeżeli w pomieszczeniu, w którym się sieje jest za zimno, to proces kiełkowania i wschodów może się przedłużyć. Wolniej rosną siewki, które też mogą zżółknąć. To się zdarza rzadko, bo zwykle rozsadę tworzymy tam, gdzie mieszkamy, więc w domu panuje zwykle koło 18-22oC. Gdy jednak mamy jakieś nieużywane pomieszczenia, ze skręconym ogrzewaniem, to tam może pojawić się problem stresu termicznego. Uprawiając wiele roślin ciepłolubnych, dobrze by było, aby temperatura oscylowała koło 20 stopni C. Niekiedy celowo przykrywa się posiane nasionka folią bąbelkową lub biała agrotkaniną, żeby zwiększyć temperaturę i utrzymać większą wilgotność powietrza. Czasami od nieszczelnego okna w środku zimy też może spadać temperatura, a od skraju parapetu być wysoka od grzejnika. Warto choćby wówczas od strony okna dać wąski pasek folii bąbelkowej, która ograniczy chłodny przepływ powietrza. Etap wschodów nie jest jeszcze etapem, na którym hartujemy rośliny. Drugą stroną medalu jest za wysoka temperatura. Ona może przyspieszać parowanie wody, ale zarazem działa stymulująco na rośliny. Szybciej rosną, dlatego jak nie ma się miejsca w domu, to lepiej zmniejszyć temperaturę, żeby nieco spowolnić wzrost roślin. O procesie spowalniania wzrostu sadzonek na parapecie piszemy osobno TUTAJ.
Za dużo lub za mało wody
Zwykle przy produkcji rozsady nie usypuje się na spodzie doniczek produkcyjnych warstwy drenażowej. Co jedyne, to kupuje się gotowe podłoże rozluźnione zeolitem lub perlitem (mają właściwości akumulujące wodę) lub samemu się je dosypuje do gleby. Z tego powodu trzeba regularnie podlewać młodą rozsadę. Panuje tu zasada – lepiej mniej a częściej. Przelanie gleby powoduje jej ubicie i zarazem odcina korzeniom dostęp do powietrza. W przelanej glebie korzenie przestają prawidłowo funkcjonować. Nie rozrastają się, a często wręcz zaczynają zamierać. Przelanie roślin utrzymujące się dłuższy czas powoduje tzw. „uduszenie” korzeni. Mało tego, gdy braknie tam tlenu to rozwijają się mikroorganizmy beztlenowe, które mogą wydzielać do gleby substancje działające toksycznie na roślinę. Roślina przelana wolno rośnie, blaszki liściowe są małe, żółknie i co ciekawe – często więdnie, jak padają na nią promienie słoneczne, choć gleba aż „kipi” od wody. To bardzo groźny objaw, dlatego natychmiast trzeba zaprzestać podlewania. Dobrym sposobem jest też wzruszenie wierzchniej warstwy gleby celem zwiększenia parowania wody, ale też poleca się zrobić patyczkiem sporo drobnych otworków (uważając na korzenie) żeby z głębszych warstw woda zaczęła parować, ale żeby tam dostało się powietrze. Często objawem zalania gleby jest to, że na jej wierzchu rosną zielonkawe glony, pojawia się biaława pleśń, a dodatkowo uaktywniają się ziemiórki. Poleca się, aby ograniczyć do minimum podlewanie roślin z wierzchu doniczki i przejść na system podlewania od dołu, poprzez umieszczanie doniczek w kuwetach do których wlewa się wodę, a ta od spodu podsiąka do wnętrza doniczek. Takie podlewanie wzmaga zjawisko hydrotropizmu korzeni o którym piszemy TUTAJ. Drugą stroną medalu jest przesuszenie roślin. Tymczasowy brak wody roślina zniesie, ale często powtarzające się takie zjawisko opóźnia jej rozwój wprowadzając w tzw. stres wodny. Roślina często przesuszana więdnie, słabo przyrasta, blednie, a także żółknie. Niekiedy jej liście się skręcają, a także pokrywają woskiem – to próba ograniczania transpiracji (parowania) wody z tkanek. Trzeba pamiętać o regularnym podlewaniu, zwłaszcza w okresie grzewczym. Zwykle najbardziej schną rośliny od strony kaloryfera, który często ukryty jest pod parapetem. Jak widzimy, że zbyt szybko rośliny przesychają, to warto zastosować włożenie doniczek do kuwet i podlewanie od dołu.
Podlewanie zbyt zimną wodą, z chlorem
Zdarzyć się może, że jeżeli podlewamy siewki i młode rośliny wodą z kranu, która jest zimna i w dodatku chlorowana może dojść do szoku termicznego roślinek, zwłaszcza jeżeli na parapecie są nagrzane. Warto mieć w zanadrzu odstaną wodę, najlepiej w temperaturze pokojowej, w tym taką, z której chlor się już ulotnił.
Przenawożenie sadzonek
Panuje taka zasada, że do siewu lub sadzenia młodych roślinek warto używać żyznego podłoża po to, żeby nie było potrzeby nawożenia roślin aż do czasu ich wysadzenia w grunt. Oczywiście, przy sianiu roślin wcześnie zwykle ta gleba jaka dajemy jest już wyssana z pokarmu przez korzenie i może zaistnieć w kwietniu bądź na początku maja potrzeba jednak używania nawozów. Przy późniejszych siewach zwykle takiej potrzeby nie ma. Często popełnianym błędem jest łączenie żyznego podłoża ze stosowaniem nawozów i to od małych roślinek. To powoduje, że rośliny przy współudziele wody i ciepła bardzo szybko rosną. Azot głównie stymuluje ich wzrost na wysokość. Problemem jest to, że może się okazać, że sadzonki będą tak duże, że będą się zacieniały, a ogrodnik nie będzie miał miejsca na ich rozstawienie. To spowoduje, że pomimo nawożenia uzyskamy sadzonki gorsze, powyciągane, delikatne aniżeli bez dokarmiania roślin. Trzeba wiedzieć, że w doniczkach produkcyjnych, jest bardzo łatwo przenawozić rośliny azotem, a azot w nadmiarze powoduje wybujanie roślin, w tym rozluźnia komórki w ścianach komórkowych, a to skutkuje wyginaniem się łodyg i łatwością złamania roślin. Jest i druga strona modelu – zasolenie gleby nawozami. Rośliny wówczas mizernieją w oczach. To bardzo groźna sytuacja, a jak dodatkowo w glebie będzie mniej wody, to roślina może zaciągnąć bardziej skoncentrowany nawóz, który może ją uszkodzić, a nawet zniszczyć. Trzeba też czytać opisy na opakowaniach kupnego podłoża ogrodniczego – niekiedy jest ono wzbogacane nawozami, więc jeżeli już w glebie są nawozy i my dodamy swoje, to o problemy nietrudno. Poza tym warto wiedzieć, jak wyglądają odmiany, które wysiewamy, bo znane są przypadki uprawy roślin o fioletowych łodygach, fioletowych liściach, a ogrodnik porównując je do innych, które są całe zielone zaczyna uważać, że brakuje im składników pokarmowych. Fioletowe przebarwienia to często objaw niedoboru fosforu, więc taki ogrodnik zwiększa nawożenie myśląc, że kolor fioletowy zniknie, a tym samym robi szkodę roślinie, bo to jej naturalny kolor, a duża dawka nawozów w glebie, to problem.
Wilgotność powietrza za mała
Woda w stanie ciekłym to jedno, ale woda w stanie pary wodnej to też ważny element poprawiający wzrost roślin. Z tego choćby powodu na etapie siewów i wschodów roślin stosuje się miniszklarenki lub okrywy z folii lub włókniny. One utrzymają stabilność temperatury, ale i większa wilgotność powietrza. Przy kaloryferze w czasie zimy i wczesnej wiosny mocno wilgotność spada. Suche powietrze nie jest dobre ani dla człowieka, ani dla roślin, więc wówczas dobrze jest częściej w mniejszej ilości podlewać rośliny. Lepiej lać wodę do kuwet, co ograniczy przelanie, ale zarazem ta woda będzie parowała i podnosiła wilgotność w całym pomieszczeniu. Można też koło sadzonek ustawiać słoiki lub inne naczynka z wodą.
Przypalenie słoneczne liści
Chyba każdy zna eksperyment ze szkoły, gdy lupa powiększająca koncentrując wiązkę światła słonecznego powoduje wyjście z drugiej strony silnej wiązki, która znacząco podnosi temperaturę i np. może podpalić papier. Dokładnie takie same zjawisko może mieć miejsce w uprawie sadzonek. Za lupę powiększającą robią krople wody znajdujące się na powierzchni roślin. Im wyższa kropla (a to wiąże się z większym napięciem powierzchniowym na liściu), tym większa koncentracja wiązki. Promienie słoneczne padające przez szybę okienną z chwila przejścia przez kroplę powodują na jej spodzie wzrost temperatury. To działa jak kuchenka mikrofalowa – tkanki pod spodem są podgrzewane i jeżeli będzie silne promieniowanie, to może dojść do ich „ugotowania”. Efektem jest powstanie delikatnej, białawej plamki, która później zasycha. Im więcej kropel na liściach w czasie silnej operacji słonecznej, tym większe ryzyko uszkodzenia liści. To potem obniża ich proces fotosyntezy, ale także psuje wygląd roślin. jak temu zaradzić? Wystarczy nie podlewać roślin po liściach w trakcie dnia. Lepiej podlewać je wprost do doniczki. Jeżeli zraszamy rośliny, to róbmy to wieczorem, żeby do rana krople zdążyły wyparować.
Ruch powietrza za mały
Bardzo często rośliny z uprawy okiennej są wydelikacone. Ich łodyżki i liście choć pięknie rozwinięte są delikatne. To często skutek wzajemnej konkurencji o światło, ale i azotu z gleby. Rośliny mają tkanki wzmacniające, które w warunkach zewnętrznych chronią je np. przed wiatrem. Bodziec w postaci powiewów powietrza stymuluje te tkanki i je wzmacnia. Na parapecie okiennym trudno to zrobić, ale widząc takie mizerne sadzonki można choćby w ich okolicy umieszczać wiatrak i owiewać je delikatnie strumieniem powietrza. Do tego w ciepłe dni można uchylać okno, aby nieco powietrza wpłynęło na parapet (byle nie mroźne), co z jednej strony owieje roślinki, osuszy, a zarazem pojawią się mikroruchy stymulujące tkanki. Za każdym razem, gdy wiatr popycha roślinę, uwalnia hormony zwane auksynami, które stymulują wzrost komórek podporowych, wzmacniających. Badania wykazały, że jest to rzeczywiście korzystne dla rośliny i że rośliny, które zaczynają rosnąć bez wiatru, łatwiej przewracają się lub łamią niż te, które rosną pod wpływem wiatru. Trzeba jednak pamiętać, że na tym etapie rośliny muszą być już rozstawione, aby wzajemnie się nie zacieniały.
Za dużo roślin na małej powierzchni
To jest standardowy i najczęstszy problem, ale bardzo zrozumiały. Chcemy dużo różnych roślin i dlatego wspaniale się sieje, wspaniale pikuje, ale potem okazuje się, że nie mamy miejsca, gdzie rozstawić sadzonki. O ile początkowo nie ma problemów ze stłoczeniem doniczek, bo znajdujące się w nich roślinki jeszcze są małe, ale rosnąć zaczynają się dotykać. Z chwilą, gdy to robią, to zaczyna się uruchamiać konkurencja o światło – tak jak w lesie – jedna roślinka, chce przerosnąć drugą, byle mieć większą część liści oświetloną. Z tego powodu tak ważne jest, aby wraz ze wzrostem sadzonek stopniowo odsuwać doniczki od siebie, tworząc wokół nich przestrzeń. To sprawia, że wszystkie są lepiej doświetlone. Oczywiście, kto ma możliwości, to może takie sadzonki doświetlać specjalnymi lampami do roślin. To pomoże, a nie zaszkodzi.
Pomyłka przy podpisywaniu roślin
Gdy uprawiamy dużo gatunków i odmian bardzo łatwo jest o pomyłkę co jest czym. O ile po liściach poznamy co jest pomidorem, papryką, ogórkiem, tak np. przy niektórych arbuzach i melonach można się pomylić, bo niektóre mogą mieć podobne liście, przynajmniej na początku wzrostu. Głównie jednak pomyłki dotyczą złego oznakowania odmian różnych gatunków, zwłaszcza jeżeli układ liści, budowa i ich kolor jest podobny. Gdy mamy kilka odmian np. pomidora lub papryk w uprawie i pomylą nam się etykiety, to pomyłkę możemy odkryć dopiero jak zaczną dojrzewać owoce. Warto zatem przy siewach i pikowaniu oddzielać odmiany od siebie i potem każdą doniczkę oznaczać w sposób trwały (np. etykietą) z podpisaną odmianą.
Brak hartowania roślin
Gdy już mamy piękne sadzoneczki i nastał czas ich wsadzania do gruntu lub do tunelu/szklarenki to niektórzy ogrodnicy tak się spieszą podekscytowani tym faktem, że zapominają o tym, że do tej pory ich roślinki rosły w warunkach domowych i nagle będą się mierzyć z warunkami zewnętrznymi – skoki temperatur, zupełnie inne doświetlenie, nowa gleba, podmuchy wiatru, silniejsze promieniowanie słoneczne, wokół będą latały zarodniki patogenów i szkodniki. Dla nich będzie to szok związany ze zmianą warunków życia. To jest tak jakby rękę z gorącej wody nagle włożyć zimnej – pojawia się szok. Tak samo jest z roślinami, gdy trafiają na zewnątrz. Gdy wiosna jest niestabilna pogodowo to takie zszokowane rośliny zaczynają szybko żółknąć, zasychać i choć odbijają potem i rozwijają nowe liście, to jednak cały czas się męczą. Na co nam zatem były wielotygodniowe starania na wyprodukowanie sadzonek, gdy po ich wyniesieniu na zewnątrz są obrazem nędzy i rozpaczy? Jak temu zaradzić? Bardzo prosto – zanim rośliny posadzimy w gruncie, to przed tym przez okres kilku dni wystawiajmy je na zewnątrz (np. balkon, taras, otwierajmy okna) i hartujmy, czyli przyzwyczajajmy do tego, co je czeka na zewnątrz. O hartowaniu roślin pisaliśmy TUTAJ. Ponadto pamiętajmy, że nawet hartowane rośliny, po wsadzeniu w grunt mogą być uszkodzone lub zniszczone, gdy pogoda spłata nam figla np. pojawią się przymrozki. Trzeba zatem czuwać i w razie czego osłaniać rośliny choćby agrowłókninami, a niektórzy choćby w szklarenkach i tunelach zapalają świece, wstawiają grzałki elektryczne itp. byle tylko złamać temperaturę. Rośliny rosnące w gruncie na zewnątrz trudno tak ocieplać.