Aby poprawnie zdiagnozować problem trzeba wpierw nawiązać do definicji fobii, która według Słownika PWN jest nieuzasadnionym lękkiem przed czymś lub przed kimś albo wstręt, niechęć do czegoś lub kogoś. Tu od razu mamy pewne rozwiązanie jakie nakreśla nam słownik - NIEUZASADNIONY - to jest klucz do zrozumienia tego zaburzenia.
Wydawać by się mogło, że fobie powinny omijać ogrodnictwo. Niestety, nie każdy zajmujący się ogrodnictwem jest ogrodnikiem. Ogrodnicy to przestrzał społeczeństwa od prawa do lewa, od góry w dół. Reprezentujemy różne środowiska, zawody, wykształcenie, światopoglądy, dlatego też nie da się jasno zdiagnozować jak powinien zachowywać się prawdziwy ogrodnik. Jedno jest pewne - Ogrodnik powinien zdobywać wiedzę przyrodniczą cały czas. Nie może utknąć mentalnie w ogrodnictwie i z wiedzą wyniesioną niewiadomo skąd. Ogrodnictwo to sztuka. To ciągłe poszerzanie horyzontów, podpatrywanie przyrody, uczenie się i eksperymenty. To także obserwacja i umiejętne wyciąganie wniosków na bazie własnych obserwacji ale i rzetelnych danych z zewnątrz.
Fobia w ogrodnictwie może dotkąć każdego elementu. W tym materiale dotykamy problemu tuj, bo akurat tym zaszli nam za skórę tujofobowie, którzy naruszyli nasze prawo do wolności sadzenia żywotników we własnym ogrodzie. Nie będą nam narzucali swego zdania, które nie jest podparte rzetelną analizą problemu, a zwłaszcza nie mają prawa ingerować w prywatne decyzje i życie innych ogrodników. To nie jest ogrodo-taliban ani ogrodnicza dyktatura. Wolność Tomku w swoim ogrodzie i nikt nie ma prawa naruszać naszego ogrodniczego miru. Na fobów ogrodniczych niestety trzeba uważać. Jedni nienawidzą konkretnych roślin. Inni nienawidzą konkretnych zwierząt. Czym innym jest jednak nienawiść i strach obecne w psychice i tu pozostające, a czym innym atak zewnętrzny czy to bezpośrednio czy pośrednio na rośliny lub osoby je uprawiające.
W odniesieniu do tujofobów i tujoagresorów to jest to nieliczna populacja ludzi wymagających wsparcia. Nie można absolutnie mylić tego rodzaju zaburzenia (bo tak należy je nazwać) ze zwykłą, ludzką niechęcią do tuj. Nie ma ludzi lubiących wszystko, więc to samo ma przełożenie do ogrodnictwa. Jedni zachwycają się różami, a dla innych to kolczaste potwory. Jedni lubią żaby, a dla innych są to ohydne, obślizgłe płazy. Jeden lubi czosnek a dla drugiego to śmierdzące paskudztwo. Różni jesteśmy jako ludzie. Najważniejsze jest w tym wszystkim to, aby swoich lęków i strachów nie przerzucać na otoczenie, a zwłaszcza, aby nie szkodzić innym, tak słowem jak i uczynkiem.
Niechęć do tuj czyli żywotników to w pełni zrozumiała reakcja człowieka na obecność w przestrzeni roślin tego gatunku. Dotyczy to tak przestrzeni publicznej jak i prywatnej. Osoby wykazujące niechęć do tych roślin unikają miejsc w których one rosną, w tym same ich nie sadzą. Jeżeli mieli posadzone to je wycinają. Oczywiście wycinanie starych, dużych egzemplarzy, o szerokim pniu wymaga zgłoszenia do odpowiedniego Urzędu Gminy, celem uzyskania pozwolenia.
Niechęć do tuj to dobra reakcja, pozytywna w tym znaczeniu, że osoba celowo i świadomie unika tych roślin mając szereg różnych powodów. Może to być choćby fakt, że jej się nie podobają. Osoba taka rzeczowo wskazuje dlaczego ich nie lubi i nie chce sadzić. Osoba taka w sposób rzeczowy może wypowiadać się w kwestiach panującej w przestrzeni publicznej (a więc za pieniądze podatników) tujozie czy iglakozie. To dwa, bardzo już niemodne i szkodliwe trendy polegające na nagminnym nasadzaniu roślin iglastych w przestrzeni publicznej.
Przyczyn tujozy bądź iglakozy jako szerszego pojęcia może być wiele - często chodzi o to, że wychodzi się z założenia, że są to rośliny bezobsługowe i zarazem większość jest zimozielona, zatem o każdej porze roku będzie zielono. Nie każdy urzędnik państwowy zna się na ogrodnictwie, w tym szerzej - przyrodzie, dlatego czasami dochodzi do przerostu formy nad treścią i powstaje "ogrodniczy gargamel". Zbyt duża liczba tuj i reszty iglaków wrzucona w przestrzeń wspólną nie generuje bioróżnorodności gatunkowej. Liczba gatunków i odmian iglaków jako taka jest bioróżnorodnością flory, ale bardzo ograniczoną w porównaniu do reprezentantów roślin liściastych, które można szerzej i lepiej wykorzystać. Nasadzenia iglaków w nadmiarze nie generują takiej bioróżnorodności zwierząt jak liściaste, a w szczególności gatunki kwitnące - czy to jednoroczne, czy to byliny czy rośliny wieloletnie.
Umiejętne połączenie iglaków jako dodatku, z większą liczbą roślin liściastych daje większą możliwość pojawu bogactwa gatunkowego fauny. Same iglaki, w tym wspomniane tuje tego nie zrobią, gdyż nie są to rośliny atrakcyjne dla wielu gatunków, a w szczególności owadów zapylających o które powinniśmy się troszczyć. W tym zatem rozumieniu, niechęć do tuj jest paliwem zmian, które pozwala człowiekowi racjonalnie, bez emocji zmieniać przestrzeń publiczną i swoją prywatną. Może też działać edukacyjnie dla innych w postaci dawania własnego przykładu i argumentów mówiących innym, dlaczego samemu się żywotników nie lubi. Wszystko to realizowane jest w sposób spokojny, rzetelny, miły i grzeczny w odniesieniu do drugiego człowieka.
Niechęć do żywotników bardzo często jest podyktowana kwestiami proekologicznymi. Osoba taka widzi dominację tuj w określonej przestrzeni, a jak wiadomo duża koncentracja roślin tego samego gatunku nie dość, że jest monotonna, zubaża krajobraz nawet pomimo różnokolorowych i różnokształtnych odmian, to zwłaszcza nie sprzyja bioróżnorodności fauny, głównie owadziej włącznie z zapylaczami. Taka osoba także wie, że duża liczba roślin tego samego gatunku stanowi sama zagrożenie dla siebie. W przypadku kwestii zmian klimatu i ich zmiany na niekorzyść tuj, dojdzie wówczas do spadku dekoracyjności, a niekiedy wręcz masowego zamierania na dużym obszarze. Całe założenie żywotnikowe rozleci się niczym zdmuchnięta talia z kart. Poza tym, kumulacja roślin tego samego gatunku to większe ryzyko pojawu i uszkodzeń powodowanych przez patogeny i szkodniki. Każdy producent szkółkarski o tym wie, dlatego też słusznie osoby negujące tujozę na to zwracają uwagę.
Nie można również zapominać o kwestiach prawnych, które choćby wiążą się z sadzeniem żywotników w granicach działek i puszczaniem ich samopas. Trzeba brać pod uwagę obecność sąsiadów i to, że z początku kiedyś małe rośliny mogą po latach mieć po 5-9 metrów. Mogą zacieniać okna sąsiadów, ich rośliny rosnące koło ogrodzenia, ale mogą choćby niszczyć ogrodzenie, czy też mocno przesuszać ich otoczenie. Do tego dochodzą kwestie uszkadzania infrastruktury, gdy rośliny zostaną posadzone np. na rurach wodociągowych i kanalizacyjnych, pod liniami przesyłowymi prądu itd. Osoba wykazująca niechęć do tuj, to nie tylko ktoś kto ich może nie lubić pod kątem wyglądu, ale także jest to osoba zwracająca uwagę na kwestie zaniedbań w ich sadzeniu czy pielęgnacji. Niechęć do żywotników może mieć szerszy wydźwięk, ale nie jest podyktowany agresją, czy też narzucaniem swojego światopoglądu.
Tujofobia to przeciwieństwo niechęci do tuj. To ostra reakcja organizmu nie tylko na obecność żywotników w przestrzeni publicznej, ale także zaglądanie do prywatnych ogrodów obcych ludzi. Może przybierać czasem postać tujogresji werbalnej ale i niestety fizycznej. Reakcja wybuchowa może zostać skoncentrowana na roślinie albo na osobie, która jest właścicielem żywotnika. Może również przybrać formę ogólną, gdy raz zarzuty padają na roślinę, raz na jej właściciela ale dodatkowo wina za obecnośc tuj jest zrzucana na tzw. system, życie, a niekiedy i Boga, który nie wiedział co robi i wymyślił tuje. Mogą padać i takie stwierdzenia, że to człowiek stworzył tuję by zniszczyć przyrodę, w tym, że stoją za tym różne grupy, w tym przestępcze.
To akurat najmniej niebezpieczna sytuacja, gdyż tujofob całą swoją uwagę skupia na tui. Ta może zostać dosłownie zbluzgana okropnymi słowami, włącznie z wyzwiskami typu trucicielka, niszczycielka ekosystemów, zagrażająca bioróżnorodności, roślina trująca itd. Dobór określeń padających w trakcie werbalnego ataku na roślinię w dużej mierze zależy od stanu emocjonalnego osoby dotkniętej przypadłością, ale także od jej rozwoju intelektualnego. W większości przypadków padające oskarżenia w stosunku do żywotnika mogą zawierać wysublimowane słowa, w tym merytoryczne, co wskazuje, że tujofob ma podstawową wiedzę ogrodniczą. Można zatem spotkać takie określenia jak:
Takie określenia jak wyżej przytaczane wskazują, że tujofob ma w domu atlas szkodników i chorób roślin iglastych, a więc potrafi identyfikować zagrożenia dla roślin.
Niestety, zwłaszcza w sieci internet, gdzie nadal się niektórym wydaje, że są anonimowi (choć IP komputera zdobyć to pestka) taki tujofob może sobie pozwolić na używanie bardzo ostrych przekleństw (nie będziemy ich wymieniać), w tym może otwarcie życzyć takiej roślinie śmierci. Tujofob niekiedy będąc w terenie w przypływie dodatkowej ilości hormonu agresji (choćby kortyzolu) najzwyczajniej w śswiecie stojąc przed tują grozi jej morderstwem poprzez jej wyrąbanie. Niekiedy wręcz mówi - "niech ja tylko wezmę siekierę to ci.....". No właśnie, siekiera, a mamy rzekomo 21 wiek i są piły elektryczne i spalinowe - dziwne!
Dlaczego zatem grożenie siekierą? Tu można wnioskować, że poziom agresji jest bardzo głęboko zakorzeniony w psychice i poniekąd może być pierwotnym odruchem, który się uruchamia w sytuacji dużego stresu. Sięgamy wówczas do sprawdzonej przez praprzodków metody "na maczugę". Tak wysoki poziom agresji to reakcja obronna organizmu. Tujofob poprostu boi się żywotnika, że ten pośrednio lub bezpośrednio zrobi mu krzywdę choćby uwalniając w jego stronę "śmiertelnie groźny" tujon (o nim jest TUTAJ). Dla tujofoba zatem taki żywotnik jest niczym żmija plująca jadem. On się jej panicznie boi, w tym ten strach może często kamuflować różnymi, z pozoru logicznymi tłumaczeniami, zwykle nawiązujcymi do ekologii. To jednak kamuflaż, a raczej brak świadomości tego o czym taka osoba mówi bądź pisze w przypływie emocji połączonej z agresją.
Jako, że niektórzy tujofobowie nie są w ciemię bici i mogą działać podstępnie z wykorzystaniem zdobyczy tego świata, to też nie ma się co dziwić, że lubią postraszyć "małym chemikiem". Stojąc przed tują mogą choćby jej wykrzyczeć, że jak sama nie uschnie to ją kwasem bądź rundup-em (czyli glifosatem) podleją. To jest szalenie groźne, gdy tak tujofob mówi, bo to grozi nie tylko zniszczeniem rośliny, ale i będzie miało wpływ na otoczenie, w tym środowisko glebowe. Tujofob grożący chemią roślinie to już nie jest błahostka. To zagrożenie dla nas, rodzin ale i środowiska. Czym innym jest groźba mechanicznego wyrąbania, a czym innym użycie chemikaliów. Taki tujofob, gdyby zamienił słowo w czyn powinien zostać najsurowiej na świecie ukarany!
Tujofob jeżeli kieruje groźby werbalne twarzą w "twarz" do tui, to jeszcze nie powód do paniki. Nagada się, nagada i może mu ulży. Być może spoliczkuje pędy żywotnika, ale w tym przypadku nie ma co wzywać policji, gdyż jak nie dojdzie do uszkodzenia mechanicznego rośliny, to nie ma co wzywać służb. Ot będzie taka "męska" rozmowa. W sumie tujofob też ryzykuje, gdyż policzkując pędy żywotnika może też dostać cios zwrotny od rośliny i się skaleczyć o jej gałęzie albo załapać kleszcza, który ukrywał się na żywotniku. Gdy widzimy zatem będąc w ogrodzie, że jakiś tujofob krzyczy na żywotnika ale nic mu nie robi tylko wymieniają się zdaniami, to zostawmy go w spokoju - może to być takie tujowe "katharsis" (oczyszczenie), które pozwoli na odpływ emocji. To jakby nie było jest forma terapii.
Czym innym jest atak na roślinę a czym innym atak tujofoba na ogrodnika jako osobę. Tu werbalne i fizyczne ataki mają prawo być surowo ukarane, zwłaszcza gdy dochodzi do zniszczenia prywatnego mienia na prywatnej własności. Niszczenie roślin tuj w przestrzeni publicznej ma swoich obrońców w postaci odpowiednich służb. Tujofob nie ma żadnych podstaw prawnych do wchodzenia na nasz prywatny teren. Tujofob nie ma żadnego prawa na narzucanie nam swojej woli, ingerowanie w to co sadzimy we własnym ogrodzie. Musimy jednak też być ostrożni, aby tak sadzić tuje, aby nie łamać obowiązujących zasad współżycia sąsiedzkiego. Gdy nasze tuje wchodzą komuś w bezpośrednią szkodę na mieniu, w tym ograniczają możliwości drugiej osoby, to są odpowiednie instytucje, które to osądzą. Lepiej jednak tak tworzyć ogrody, aby innym ludziom nie wchodzić z tujami w ich prywatną przestrzeń. Te osoby nie muszą być tujofobami, bo zwykle tak nie jest, ale mogą sobie nie życzyć aby nasze rośliny utrudniały im życie na ich własnych posesjach. Pamiętajmy o tym.
Jeżeli wszystko pod kątem poprawności sadzenia tuj spełniamy, a trafi się nam tujofob atakujący nas tak w świecie realnym, jak i wirytualnym, w tym zacznie nas obrażać i ingerować w naszą wolność samodecydowania, to pamiętajmy, że mamy prawo się bronić. Tujofob nie jest bezkarny ani na żywo ani wirtualnie. Mamy 21 wiek, więc można skutecznie sobie z nimi radzić. Najważniejsze to to, aby nie pozwalać mu wchodzić w szkodę. Nie można dać mu się zdominować, bo tujofob to wykorzysta. Czasem możemy natrafić na specyficznego tujofoba, który wyglądać jakby był "nawiedzony", ale to już by oznaczało, że fobia przerodziła się w coś gorszego - antytujowe opętanie. To wymaga wówczas silnego leczenia psychiatrycznego. Takich opętanych można spotkać w internecie i póki co tylko tu. Na żywo trudno ich znaleść. Być może gdzieś pod osłoną nocy, w czasie pełni księżyca wałęsają się po działkach szukając ofiar, ale na szczęście w ciągu dnia chowają się w zakamarkach swoich mieszkań i tam przed komputerami wylewają swoje tujowe żale pisząc okropne komentarze w kierunku tuj i ogrodników, którzy je uprawiają.