
Szkodniki marchwi – mszyca głogowo-marchwiana
16 września, 2020
Zmiany klimatu a nowe gatunki w Polsce – wywiad na Newsweek Polska
21 września, 2020Robaczywe owoce są zdrowe, bo niepryskane – czy faktycznie?
W internecie, na różnych grupach o tematyce ogrodniczej niemal pod każdą dyskusją o „robakach” w owocach (lub warzywach) pojawia się osoba lub ich grupa, która zamiast współczuć, zamiast doradzić strategię zapobiegania problemowi, to pisze komentarze o przykładowej treści – „ciesz się, że są robaki – to oznaka, że owoce niepryskane” albo „robaki w owocu to dodatkowe białko” albo „odetnij robaczywą część a reszta to 100% zdrowia” albo „widać, że to ekologiczne owoce pełne smaku skoro robaki je też jedzą” itd.
Robaczywe owoce są zdrowe! - czy na pewno?
Robak w owocu symbolem EKO? – od kiedy tak jest?
No właśnie, czy ekologiczny owoc/warzywo to zawsze musi być owoc z robakiem? Czy producenci ekologiczni, tak walczący o utrzymanie certyfikatu produkcji ekologicznej, poddawani surowej ocenie przez jednostki certyfikujące zgodzą się z tym poglądem? Może takie gospodarstwa EKO/BIO idą złą ścieżką i niepotrzebnie walczą dopuszczonymi metodami o to, żeby plon ich owoców był wysoki, dobrej jakości i wolny od szkodników? Może peseudospecjaliści z internetu mają lepszą wiedzę od nas wszystkich, wszak wiele stron odwiedzają, tysiące komentarzy napisali i pewno zdobyli wiedzę o jakiej się naukowcom nie śniło? To oczywiście ironia, ale czasami ręce opadają, gdy kilka osób swoimi komentarzami, często podpartymi agresją słowną udowadnia swoje racje, które nijak mają się do rzeczywistości. Wprowadzają innych w błąd i nie ponoszą z tego tytułu żadnych konsekwencji prawnych, tym bardziej, gdy ich zalecenia mogą być groźne dla zdrowia ludzi.
Żadne ekologiczne gospodarstwo nie dopuszcza do tego, żeby plony owoców jakie wytwarza i wprowadza do obrotu handlowego zawierały szkodniki. Wyobrażacie sobie klienta, który idzie na bazar (do marketu) kupuje ekologiczne śliwki, a w każdej „niespodzianka”? Wierzycie w to, że się ucieszy od ucha do ucha, że ma eko? Wierzycie w to, że wyciągnie robaka i resztę da dzieciom do jedzenia, a zwłaszcza te ciemne odchody jakie pływają w soku? Wierzycie w to, że zacznie jeść owoc, przegryzając ciało szkodnika z uśmiechem na twarzy, że je owocowego „hot doga”? – bądźmy realistami, kto z nas tak robi?
Robak w plonie nie jest absolutnie żadnym synonimem jakości handlowej, a tym bardziej wyznacznikiem produkcji ekologicznej. Trzeba to jasno i dobitnie napisać.
Szkodniki w owocach się zdarzają bez względu na metodę ochrony roślin
Każdy kto uprawia rośliny owocowe i prowadził jakiekolwiek ich zwalczanie doskonale wie, że nie zawsze użyte metody zwalczania czy to biologicznego czy chemicznego gwarantują sukces. Pisanie, że robaczywy owoc jest gwarantem braku stosowania chemicznych środków ochrony roślin świadczy głównie o tym, że piszący takie słowa nie ma bladego pojęcia o ochronie roślin i nigdy na żywo nie widział sadu chronionego chemicznie. Nawet pomimo ogromnego postępu w chemicznej ochronie roślin, nie da się tak chronić roślin, aby 100% owoców było bez szkodników. No chyba, że tych szkodników prawie nie ma na roślinach, ale wówczas ogrodnik łamie prawo, które mówi – trzeba zwalczać organizmy szkodliwe tylko wtedy, gdy presja gatunku jest duża i zostały przekroczone progi ekonomicznej szkodliwości.
W prawdziwym życiu jest zatem tak, że czy to metoda biologiczna, czy chemiczna szkodniki się zdarzają w owocach w obu metodach ochrony roślin. Pominąć tu trzeba rośliny pozostawione na pastwę losu, gdzie w żaden sposób się nie ingeruje. Produkcja jednak żywności do sprzedaży wymaga dostarczania na rynek surowca wartościowego, stąd gospodarstwa ekologiczne, z certyfikatem stosują dopuszczone prawnie metody nie chemicznej ochrony roślin, żeby ratować wysokość i jakość plonów owoców. Nie mogą sobie pozwolić, żeby szkodniki zniszczyły ich uprawy. Kto zna się na przepisach prawnych, ten wie, że nie wolno wprowadzać do obrotu produktów spożywczych zawierających w sobie szkodniki.
Czy jedzenie odchodów owadów świadczy o byciu proekologicznym?
Chojracy – tak można nazwać tych, co doradzają w internecie innym jedzenie owoców-robaczywek. Robaczywka to nie tylko szkodnik w owocu, ale to także to co on tam pozostawia. Pamiętajmy, że większość szkodników (np. owocówka śliwkóweczka, owcówka jabłkóweczka) żeruje w owocu wiele tygodni. To ich miejsce życia. Tu jedzą, tu wydalają odchody, tu pozostawiają ślinę, a także wylinki skórne. Na szczęście nie kopulują, bo to mogłoby jeszcze wywołać skandal obyczajowy. To co jednak owady zostawiają w miąższu owocu nie ginie – rozpuszcza się w sokach i krąży po całym miąższu. W jednych miejscach widać „bałagan” jaki pozostawiają szkodniki, a w innych wydaje się jakby nic nie zaszło – to złudne, wszak rozpuszczone odchody szkodników są wszędzie. Pokazaliśmy na jednym z naszych filmików jak rozpuszczają się odchody owadów w owocach – możesz ten film znaleźć TUTAJ.
Amatorom jedzenia ciał szkodników i ich odchodów życzymy smacznego, choć osobiście tego nikomu nie polecamy.
Szkodniki w owocach to jedno a co z mykotoksynami?
Żadna z osób promująca zjadanie robaczywych owoców tego nie mówi z czym się może to wiązać i jak skończyć. Może choć nie musi. Pamiętajmy, że każde naruszenie ciągłości tkanek owocu przez szkodnika to droga, przez którą do wnętrza wnikają grzyby i bakterie wywołujące choroby roślin. Mało tego, niektóre szkodniki wewnątrz swego ciała lub na skórze przenoszą patogeny. Te, gdy trafią do wilgotnego i ciepłego wnętrza owocu mają istny raj, w którym się namnażają. Jako ogrodnicy obserwujemy wówczas tzw. pleśnienie lub gnicie owocu miejscowe lub całościowe. Szczególnie groźny jest pojaw w owocu grzybów toksynotwórczych. Takimi najbardziej znanymi są grzyby z rodzaju Fusarium. Same okradają roślinę ze składników odżywczych, ale mogą również pozostawiać w owocu pozostałości – są to wtórne metabolity zwane mykotoksynami.
Mykotoksyny, to jedne z najgroźniejszych i najbardziej podstępnych trucizn pochodzenia naturalnego jakie poznał człowiek. Są niewidoczne „gołym” okiem i tylko specjalistyczne badanie laboratoryjne może je wykryć. Takich badań żaden ogrodnik-amator nie wykonuje, gdyż są bardzo drogie.
Głównymi mykotoksynami znajdującymi się w owocach są aflatoksyny, ochratoksyny, patulina, alternariol, fumonizyna i inne. Związki te są stabilne w wysokich temperaturach i utrzymują się w produktach (np. sokach, dżemach, powidłach, zamrożonych owocach) przez długi okres przechowywania. Ponadto nie mają charakterystycznego zapachu i nie zmieniają właściwości smakowych oraz wyglądu owoców, co utrudnia ich wykrycie. Spożywane metabolity mogą wpływać na pojedynczy narząd lub oddziaływać na wiele narządów, prowadząc do działania cytogennego, mutagennego, rakotwórczego, teratogennego lub immunosupresyjnego. O ile w małych dawkach, przyjmowane okazjonalnie, mykotoksyny zwykle nie wywołują żadnych objawów. Większość z nas je zapewne przyjmuje nieświadomie, jedząc różne nadpleśniałe produkty (pomijamy tu pleśnie spożywcze np. na serach – to zupełnie inne gatunki, bezpieczne). Większe dawki mogą wywołać choćby zatrucie pokarmowe, ale najgroźniejsze są dawki wysokie, przyjmowane przez dłuższy czas.
Mykotoksyny mogą powodować choćby biegunkę, ból brzucha, apatię, zmęczenie, zaburzenia krzepnięcia krwi, obniżają odporność organizmu. Są czynnikiem zwiększającym ryzyko pojawu alergii. Uszkadzają układ nerwowy, pokarmowy i krwionośny. Szczególnie są niebezpieczne dla małych dzieci i kobiet w ciąży. Mogą przyczyniać się do rozwoju nowotworów.
Odkrój zepsutą część owocu/warzywa a reszta jest zdrowa – kto to wymyślił?
To co wyżej napisano to największe przekłamanie, które nauka próbuje obalić. Okazuje się, że to właśnie najwięcej mykotoksyn jest w tej części owocu, która wydaje się zdrowa. Mykotoksyny to substancje niewidoczne gołym okiem. One krążą po owocu i są w każdej jego części. Odkrojenie zepsutej części wcale nie powoduje, że jemy coś zdrowego – wręcz przeciwnie. Podobnie jest jak np. zbierzemy pleśń z dżemu – wydaje nam się, że problem wyrzucamy, ale okazuje się, że jest odwrotnie – wyrzuciliśmy tylko widoczny objaw, a prawdziwa bomba toksykologiczna jest wewnątrz słoika. Tak samo jest z owocami – wyrzucenie części z objawem żerowania szkodnika, a na której rozwija się pleśń, to tylko czubek góry lodowej. Druga część owocu, z pozoru zdrowa jest niebezpieczna i tą część często rodzice/dziadkowie podają dzieciom. Nawet nie wiedzą jaką krzywdę im robią. Z tego powodu uczmy się i podnośmy swoją wiedzę, aby w dobrej wierze, nie krzywdzić innych.
Apelujemy do wszystkich – promujcie prawdziwą wiedzę, rzetelną naukę. Nie pozwalajcie, aby ktoś manipulował Wami i głosił wiedzę, niepodpartą faktami naukowymi. Nie ma żadnych dowodów naukowych mówiących o tym, że robaczywe owoce (w tym choćby spleśniałe) są w jakikolwiek sposób zdrowe dla człowieka. Żaden robaczywy owoc nie jest też w myśl przepisów oznaką ekologizmu.